Kalaharia – Klan

Staromodny dzwonek zabrzęczał, kiedy drzwi antykwariatu się uchyliły. Do wnętrza napłynęło odrobinę chłodnego, wilgotnego, jesiennego powietrza mącąc wyraźny aromat starych książek.
Po chwile dało się słyszeć ciężkie kroki zmierzające w stronę wysłużonego kontuaru.
– Dawno cię tutaj nie było mój przyjacielu – starszy mężczyzna wyjrzał z bocznego pomieszczenia, poprawiając stare, rogówkowe okulary na nosie. – Ileż to czasu minęło?
– Raptem trzy tygodnie – zaśmiał się Sebastian spoglądając pogodnie na mężczyznę i opierając się o stos książek. – Masz coś ciekawego dla mnie? – zapytał przeglądając od niechcenia tytuły znajdujące się na półkach. W tym sklepie zawsze można było wyhaczyć coś ciekawego.
– Masz na myśli coś do poczytania czy do pracy?
– Nazwijmy to pracą. Wiesz co to jest? – zapytał rzucając wisiorek na ladę i patrząc bacznie na staruszka. Ten tylko zdjął okulary, przecierając je wysłużonym swetrem i nakładając ponownie na nos. Zmarszczył brwi przyglądając się temu małemu znalezisku. – Znalazłem to ostatnio i jestem ciekaw, czy to jakiś specjalny znak czy od tak, dynda sobie na szyi wilkołaków dla zabawy.
– Mój chłopcze, nic nie jest dla zabawy – mruknął karcąco mężczyzna biorąc wisiorek w rękę i przyglądając mu się baczniej. – Kojarzę, kojarzę… chodź – odparł kiwając ręką w stronę mężczyzny i kierując się na zaplecze.
Sebastian szybko zszedł ze stołka i ruszył za staruszkiem. Znalezisko mogło być całkiem ciekawe.
Na zapleczu znajdowało się pełno ksiąg, książek i książeczek. Nowych i starych, bardziej lub mniej zniszczonych i zakurzonych. Praktycznie cały pokój był nimi zastawiony. W mniejszych lub większych stosach zabierały każdy skrawek wolnego miejsca, zostawiając niewielką przestrzeń do poruszania się.
Na końcu pomieszczenia znajdowały się wąskie, okrągłe schody prowadzące na pierwsze piętro, gdzie, jak Sebastian zdążył się już kilkakrotnie dowiedzieć, było jeszcze więcej książek, jednak o bardziej wyszukanej tematyce. Prywatna biblioteka staruszka.
– To dość stary wisiorek, prawdopodobnie sprzed stu, może nawet dwustu lat – mruknął Eliot kierując się do schodów i powoli wspinając się w górę. – Z tym, że wasz ród przyjął tylko jedną formę jego noszenia. Tutaj zaś prawdopodobnie jest ich wiele. – dokończył starszy mężczyzna kierując się do jednej z wysokich półek. – Zaraz to znajdziemy – dodał z uśmiechem, wyciągając stary tom z kartkami z pergaminu i rozkładając go na pobliskim stole.
Przewracał kartki pełne symboli, oznaczeń i niezrozumiałych słów mrucząc coś pod nosem i marszcząc co jakiś czas brwi.
W końcu zatrzymał się na znaku okręgu z kwiatem lilii w środku. Do tego dziwne znaki i symbole wypisane na obrzeżach.
– Mam go. Proszę – mruknął Eliot przekręcając książkę w stronę bruneta i kładąc wisiorek obok rysunku. – O to ci chodziło.
– Jesteś pewny, że to ten sam znak? – zapytał Sebastian siwego mężczyznę spoglądając to na księgę to na trzymany przez Eliota wisiorek. Kształt był teoretycznie podobny, ale całość była dość mocno zużyta i starta. Musiał być dość stary. – Nie przypomina go.
– Ależ młodzieńcze… tyle lat i jeszcze nie nauczyłeś się rozpoznawać oznaczeń – zaśmiał się lekko mężczyzna podnosząc i pokazując brunetowi na otwartej dłoni wisiorek. – Spójrz do środka, kiedy przejedziesz palcem czuć wyraźne zagłębienia po starciu lilii. Jeżeli przypatrzysz się pod światło odpowiednio widać również, że kiedyś na brzegu znajdowały się napisy. Poza tym na pierwszy rzut oka widać, że jest on dość stary… Musiałeś zabić jednego z tych ważniejszych… a to oznacza duże niebezpieczeństwo. Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę – odrzekł cicho mężczyzna spoglądając znacząco na wampira.
– Eliot ale to nonsens! Jestem w tym zawodzie tyle lat, rozpoznał bym coś takiego. I tak, doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że powinienem na siebie uważać. Uważam na siebie od osiemdziesięciu lat. Ale co do tego wisiorka… one mogą mieć aż tyle lat i być takie zużyte?
– Jesteś w tym zawodzie tyle lat, więc powinieneś zdawać sobie sprawę, że wilkołaki nie istnieją tylko w jednym miejscu. To stary znak, choć nie tak bardzo jak twój. Poszukaj coś w krajach północnych. Im zimniej tym większe prawdopodobieństwo, że znajdziesz tam ich przodków.
– Przecież większość rodów wywodzi się ze starożytnego Egiptu. Skąd więc inne klany na północy?
– Nie każdy lubi zimno – zaśmiał się Eliot. W tej samej chwili rozległ się dzwonek przy drzwiach. – Klient, wybacz… idę na dół – mruknął uśmiechając się dobrodusznie i odkładając wisiorek na książkę. – Poczytaj, może dowiesz się czegoś ciekawego. Cała biblioteka jest twoja.
Sebastian tylko skinął głową i rozpiął kurtkę. Chciał się dowiedzieć co to jest… a to oznaczało, że spędzi tutaj parę najbliższych godzin.
***
– Już skończyłeś? – zapytał starszy mężczyzna układając książki na półce i spoglądając uważnie na Sebastiana wychodzącego z zaplecza. – Szczerze mówiąc myślałem, że dłużej tam posiedzisz – mruknął widząc, jak brunet zakłada kurtkę i poprawia kołnierz. – Znalazłeś to, czego szukałeś? – zapytał.
– Można to tak nazwać – odparował szybko mężczyzna uśmiechając się zagadkowo. Szczerze mówiąc znalazł wszystko to, o czym mógł się dowiedzieć z ksiąg. Resztę informacji trzeba zdobyć inaczej. A właściwie wyciągnąć z pewnego źródła. – Skserowałem parę stron. Resztę odłożyłem na miejsce, tak jak zawsze – dodał.
– Bądź ostrożny mój chłopcze – mruknął cicho mężczyzna patrząc dobrodusznie na Sebastiana i uśmiechając się lekko. Zawsze traktował go jak swojego syna, mimo że ten był od niego starszy.
– Zawsze jestem – zaśmiał się tylko w odpowiedzi brunet, po czym wyszedł, zamykając szybko za sobą drzwi.
Chłodny podmuch jesiennego wiatru rozwiał mężczyźnie włosy, przyprawiając go o lekkie drżenie. Ściągnął mocniej kołnierz i ruszył w stronę swojego mieszkania. Spracer dobrze mu zrobi. Będzie miał chwilę czasu, by przetrawić wszystko co, o czym się dowiedział z ksiąg.
Nie było może tego nazbyt dużo, musiał przekopać się przez sporą ilość tomów, by znaleźć jakieś dodatkowe informacje.
Mimo wszystko nadal nie był pewien, jaką rolę w tym wszystkim pełni Aron. Czy jego wisiorek jest tylko przypadkiem czy może ma głębsze znaczenie.
To wszystko zaczynało być coraz bardziej skomplikowane. Nie mniej jednak gorsze było to, że Sebastian tak bardzo się tym interesował. Na dobrą sprawę nie powinno go to nic obchodzić. Obojętnie kim był Aron to nie był jego interes.
Wciągnął głęboko powietrze starając się uspokoić myśli. Nagle usłyszał znajomy głos. Obejrzał się w stronę tego dźwięku i aż otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Na rogu stał Aron i rozmawiał dość nerwowo z jakimś facetem. Po chwili obciągnął mocniej kurtkę i ruszył za nim w głąb uliczki.
Sebastian skrzywił się lekko i ruszył za blondynem. Zaciekawiło go jego zachowanie. Nigdy nie zauważył, żeby chłopak spotykał się z podejrzanymi osobami.
Aron szybkim krokiem przemieszczał się pomiędzy wąskimi, starymi uliczkami. Poruszał się tak, jakby znał każdy skrawek tego szarego i brudnego miejsca.
Sebastian zmarszczył brwi chowając się w cieniu budynków. Bywał tutaj często i nigdy nie zauważył tutaj chłopaka. Jest spostrzegawczą osobą i mógł dać sobie uciąć za to rękę.
Chłopak jednak szedł dalej i trwało to dość długo. Mężczyzna który szedł obok niego co jakiś czas mówiłcoś do niego, przez co blondyn jeszcze bardziej przyśpieszał kroku.
Droga wiodła na peryferia. Stare mury opustoszałej fabryki były nadgryzione zębem czasu i wandalizmem tutejszej młodzieży. Aron przedostał sięprzez jedną z dziur na teren zakładu, prawie biegnąc do jednego z jeszcze jakoś trzymających się budynków. Sebastian odczekał chwilę ukryty w ciemnościach, przypatrując się uważnie poczynaniom blondyna. Gdy tylko ten zniknął mu z pola widzenia ruszył za nim.
Chwilę trwało zanim znalazł wejście do wielkiego, ceglastego budynku.
Rozejrzał się niepewnie, ale słyszać kroki dochodzące z góry skierował się w stronę schodów, uważnie stawiając nogi, by być jak najciszej.

***
Aron siedział na schodach i trzymał głowę w rękach. W co on się wpakował? Najpierw Sebastian, teraz jego brat… nagle przyjeżdża, mówi mu, że jest jakimś dziwnym stworem, po czym znika, a teraz umiera. No może nie tyle co umiera, co jego stan jest dość poważny.
Myślał, że ten dzień będzie dość spokojny. Wstał wypoczęty, zjadł śniadanie, ogarnął się i poszedł do pracy.Nic wielkiego się nie stało i nie miało się stać. Teraz nie wierzył jak bardzo się mylił.
Ostatni raz widział Zachariasza u dziadka. Był jeszcze wtedy małym chłopcem, a jego brat wkraczał dopiero w dorosłość. Zostali rozdzieleni, a sam Aron strasznie to przeżył.. Lecz z czasem ból minął i zamienił się w dziwną pustkę.
Zachariasz odwiedzał ich sporadycznie, jednak przez większą część czasu pisywał listy. O tym co robi, kogo spotyka i jakie to tułaczkowe życie jest cudowne. Nigdy nie było problemów. Poza sporadycznym brakiem funduszy.
Chłopak był wdzięczny dziadkowi, za to jak go wychował. Za to, że ustrzegł go przed tym całym złym światem. Że nie pozwolił rozwinąć się w taką stroną, jaką kierowała go natura. Był mu teraz wdzięczny za to, że był normalny. Że był po prostu człowiekiem, a nie wilkołakiem.
Teraz jednak wszystkie te informacje spadły na niego jak grom z jasnego nieba. Jeszcze niedawno nie miał nawet zbytniego pojęcia o wampirach, teraz musi dowiadywać się o sobie rzeczy, których się nie spodziewał. Na dobrą sprawę chyba nikt o zdrowych zmysłach by się tego nie spodziewał.
Niby jakim cudem przez tyle lat można było trzymać to wszystko w tajemnicy? Lub raczej usilnie pomagając mu zapomnieć… z dobrym skutkiem.
I teraz nagle on jest w to wszystko wplątany i musi pomóc. Może nie tyle musi co chce. Mimo wszystko nadal bardzo kochał brata, chociaż ich kontakt, bądź co bądź, był sporadyczny.
Chłopak westchnął cicho i spojrzał w niebo przez wybitą szybę. Mimo chłodnego powiewu zmrużył oczy z przyjemności. Niebo było nadzwyczaj czyste, a księżyc świecił wyjątkowo jasno. Idealna pogoda na spacer. Z Sebastianem…
Aron natychmiast potrząsnął głową. Nie powinien był teraz o nim myśleć. Nie w takiej chwili.
Jego brata zaatakowały stwory z JEGO rodzaju. Chcieli więcej miejsca dla siebie, więcej przestrzeni… Sebastian wspominał o pilnowaniu porządku, ale nie myślał, że ten ‚porządek’ będzie oznaczał dominujące wampirzej rasy. Aron skrzywił się masując lekko skronie i myśląc intensywnie. Sebastian może być taki sam, w końcu został przez nich wychowany. Z drugiej jednak strony dlaczego mu pomagał? Heh sprawa była oczywista. Aron miał to, co chciały wszystkie wampiry. Krwi.
– Będzie dobrze – odrzekł sam go siebie, przymykając oczy i prostując nogi. Starał się oddychać równomiernie by uspokoić myśli. Nerwy nie były dobrym towarzyszem.
Kiedy Dave zaczepił go na ulicy myślał, że zobaczył ducha. Później wspomniał o Zachariaszu i jego złym stanie.. i było jeszcze gorzej. Do tego czuł się cały czas obserwowany. Każdy jego krok.
Ta sytuacja musiała się wyjaśnić i to dość szybko. Inaczej zeświruje w tym miejscu.
Chłopak wstał i przeciągnął się lekko. Miał czekać tutaj aż Zachariasz się nie obudzi. Teraz był przy nim tylko znajomy lekarz.
Blondyn pokiwał z dezaprobatą głową. Powinien go zabrać do siebie do domu. Tutaj było zimno i brudno. Nie w takim miejscu powinien leżeć chory.
Aron przetarł twarz rękoma o podszedł bliżej okna, opierając się o starą, wysłużoną ścianę, od której płatami odchodziła brudna farba. Spojrzał w światło księżyca i przymknął oczy. Dobrze mu żyło i nie chciał tego zmieniać. Nie chciał wstępować do klanu, nigdy nie czuł takiej potrzeby.
Teraz jednak czuł, że jego życie zmieni się bardziej niż by przypuszczał. Z tego co usłyszał musi się wiele nauczyć. Nauczyć się jak żyć na nowo… o ile zdoła się przemienić i wrócić.
Nagle jego uwagę przykuł szelest suchych liści gdzieś na dole. Zmarszczył brwi i skierował się na dół.
– Jest ktoś? – zapytał cicho schodząc po schodach i rozglądajac się w ciemnościach.
– Aron chodź. Zachariasz się obudził – usłyszał nagle gdzieś nad sobą. Spojrzał w górę na młodą kobietę, dziewczynę jego brata, która teraz, pomimo bladości i zdenerwowania malującego się na twarzy uśmiechała się lekko. – Chcesz go zobaczyć? – zapytała.
– Jasne – odrzekł Aron i nie przejmując się więcej dziwnym hałasem skierował się za kobietą.
***
Sebastian skrzywił się ukrywając w kącie. Cieszył się, że chłopak zrezygnował z pomysłu przeczesywania dołu. Chyba nie miał odwagi się tłumaczyć dziś przed nim. Nie w takiej sytuacji.
Nie mniej jednak dlaczego chłopak przyszedł tutaj? Wyraźnie można było poczuć zapach wilkołaków. Czyżby owy Zachariasz był jednym z jego przyjaciół bądź krewnych? Wszystko było możliwe. Prawdopodobnie wpakowali się w kłopoty i Aron miał ich teraz wyciągać.
Brunet uśmiechnął się lekko i zaplótł ręce na piersi. Tak jak przypuszczał Aron coś przed nim ukrywał. Musiał się mu baczniej przyglądać, by nie pominąć żadnego kawałka informacji. W tym momencie wszystko było istotne. Jego kontakty, zachowanie, to, co robił na co dzień. Wszystko.
Pokiwał lekko ze zrezygnowaniem głową i skierował się do starej skrytki którą sobie upatrzył. Chciał poczekać, aż Aron wyjdzie i iść za nim. Nie wiedział co się dokładnie dzieje, ale czuł przez skórę, że gdyby poszedł za chłopakiem mógłby oberwać. Specyficzny zapach wilkołaków był zbyt intensywny, by wnioskować, że była ich garstka. Wolał więc nie ryzykować.
Odetchnął cicho uspokajając myśli i nasłuchując odgłosów nocy. Miał nadzieję dowiedzieć się czegoś ciekawego. Dla niepoznaki spryskał się jeszcze specjalnym zapachem o woni gleby i suchych liści. Taka mikstura bardzo się przydawała podczas tego typu wypraw.

1 komentarz (+add yours?)

  1. Beata
    Paźdź 03, 2011 @ 03:44:29

    Czyli zagadka, skad Aron wie o wampirach zostala rozwiazana.
    Oj, potrafisz trzymac w napieciu, wprowadzasz nowe postacie.
    Warto czytac:)
    Pozdrawiam B.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz