Bzdetnik I

Witam.

Ostatnio usiadłam i zaczęłam myśleć nad swoim życiem. A dokładniej, że czasem, pomimo niezdrowego uporu, podejmuję słuszne decyzje. Poszukuje nowej pracy… i o dziwo wiem, że nie będę mieć zbytniego problemu z jej znalezieniem. Dziwne takie to w świecie, gdzie większość osób twierdzi, że jest z tym problem, że kasa jest kiepska, etc. Bo jest, w niektórych fuchach (to się pisze przez 2x’ch’?).

Anyway, na studiach nie wyróżniałam się niczym wielkim, byłam po prostu fanką grafiki i nieźle rysowałam (nic dziwnego, na kierunku ponad 95% to byli faceci, artysty ze świecą szukać), teraz też nie mogę powiedzieć, że nakurwiam. Bo nie nakurwiam, jestem leniwa i to jest fakt. Niewiele jest mnie w stanie hmm popchnąć do przodu. Może jedynie chęć szukania pracy.

W ogóle czemu jej szukam. Aktualnie mam pensję całkiem dobrą jak na moje lata, mniej niż średnia krajowa, ale nie narzekam. Starcza na opłaty, ekstra zakupy i żeby trochę odłożyć. Co prawda do możliwości kredytu brakuje, ale i tak jest dobrze. A przynajmniej było.

Moja praca jest… stagnacyjna. Nudzę się w niej. Idąc do niej myślałam, że to będzie coś ciekawego, fajnego, nowego. Przynajmniej na początku tak było. Kiedy powiedziałam mamie o tym, że chce ją zmienić było wielkie oburzenie i pytanie ‚Po co?!’. Odpowiedź jest prosta. Bo mogę. Bo jest nudna.

Szczerze? Myślałam, że moim największym osiągnięciem będzie znalezienie takiej pracy, żeby się nie męczyć. Ale wiecie co? Ja lubię się męczyć. Ja chce mieć szkolenia. Chce wrócić na studia. Chce uczyć się, rozwijać, robić coś ciekawego, czytać notatki. Cokolwiek. A wiem, że samemu ciężko się z czymkolwiek ruszyć, więc chcę, żeby coś mnie ku temu popchnęło.
Mam nadzieję, że się to uda. Z tym ruszeniem do przodu.

Nie wiem czy takie coś można nazwać pracoholizmem. Po prostu bardzo nie lubię siedzieć na dupie. Lubię o czymś myśleć, nawet gadać do siebie po angielsku, żeby tego nie zapomnieć. W pracy w przerwie albo coś poczytać ciekawego, jakieś kursy online, jakieś ćwiczenia (compileonline się do tego całkiem nieźle nadaje) i inne tego typu pierdy. Nawet jak zasypiam to myślę. Jak patrze się w szybę to myślę. Co zrobić dzisiaj, co ogarnąć, z czym ruszyć do przodu.

Niestety jak przychodzę do domu, zanim zrobię obiad, ogarnę trochę dom, siebie, zjem, odpocznę chociaż chwilę to jest godzina 19. Kąpiel, chwila poleżeć i kima, bo o 6 wstać trzeba. Tylko w weekend (jeżeli nie ma szkoły) mogę coś zrobić, ale i to nie zawsze wychodzi.

Cóż. Chyba w życiu siebie nie ogarnę.

Dodaj komentarz